Nauka i medycyna

Talidomid i siła przemysłu farmaceutycznego

Talidomid i siła przemysłu farmaceutycznego
  • Autor: H. Sjöström i R. Nilsson
  • Wydawca: Feltrinelli
  • publikacja: 31 maja 2021
  • strony: 248

Książka ta, opublikowana po raz pierwszy w styczniu 1973 roku, opowiada historię szkodliwego działania talidomidu, leku dla kobiet w ciąży, który okazał się teratogenny: niektóre kobiety, które przyjmowały go w czasie ciąży, urodziły dzieci z fokomelią, bez rozwiniętych kończyn lub z innymi bardzo poważnymi uszkodzeniami. Autorzy odtwarzają całą jego historię, opisując ogromną siłę przemysłu farmaceutycznego, skupionego wyłącznie na interesach ekonomicznych.
To wydanie, wybrane przez Giulio Maccacaro do serii „Medicina e Power” Feltrinellego, zawiera przedmowę samego Maccacaro zatytułowaną „A we Włoszech?” gdzie przeprowadzono interesującą analizę sytuacji we Włoszech. Tych kilka stron wystarczyłoby, abyśmy zrozumieli, czym były i czym są włoskie instytucje opieki zdrowotnej: całkowite podporządkowanie się prywatnym interesom, zaprzeczanie szkodom i brak zainteresowania swoimi obywatelami.

Zdecydowaliśmy się przedstawić Państwu całą przedmowę Maccacaro, zawierającą krótkie ostatnie skupienie się na szczepionce przeciw polio, ale konieczna jest nasza bardzo krótka analiza tekstu Maccacaro.
Wychwalana przez autora przedmowy szczepionka Sabina przeciwko polio zadziałała dobrze, na tyle dobrze, że powodowała i nadal powoduje (w krajach świata, w których jest nadal stosowana) porażenie wiotkie spowodowane polio.
W tamtym czasie analiza ryzyka i korzyści bezwstydnie opowiadała się za masowymi szczepieniami również dlatego, że, jak przeczytacie, jeśli Włochy nie zebrały danych na temat osób poszkodowanych w wyniku talidomidu, to waszym zdaniem zrobiły to w przypadku osób dotkniętych szczepionką przeciwko polio ?
Z biegiem lat Sabin został wyparty przez Salka, ponieważ ten pierwszy powodował zbyt wiele problemów i niepożądanych reakcji i nie jest obecnie używany na Zachodzie.
Pamiętamy również, że obecnie prawie wszystkie przypadki polio na świecie pochodzą od wirusów szczepionkowych, a konkretnie od szczepionki Sabina. Te same wiadomości, które czasami słyszymy o badaniach ścieków z dużych miast i obecności wirusa polio, odnoszą się do szczepów „pochodzących ze szczepionki”, tj. z wydzielania przez zaszczepione osoby fragmentów wirusa z moczem i kałem. stary" Sabin.
Jest rzeczą oczywistą, że Corvelva nie podziela pochwały Maccacaro dla tej szczepionki, ale wydawało nam się słuszne zaproponowanie napisu w oryginalnej wersji.

Poniższe treści są dostępne tylko dla członków Corvelva. Jeśli jesteś członkiem, proszę i Zaloguj Się w witrynie, aby wyświetlić całą zawartość.


I we Włoszech?

„I tak, oficjalnie rzecz biorąc, wilk jest niewinny jak baranek”.
Dylan Thomas

Czy osiemnastoletni student, który właśnie zapisał się na jedną z naszych uczelni, aby za sześć lat ukończyć studia jako lekarz, może zrozumieć tytuł tej książki? Czy znasz znaczenie słowa „talidomid”? Wyobraź sobie „potęgę przemysłu farmaceutycznego”? Ja, jego nauczyciel, mogę odpowiedzieć – przecząco – za niego, jako zwykłego ucznia szkoły podstawowej, na określenia takie jak „talidomid” i „fokomelia”, nazwy takie jak Chemie Grunenthal i Contergan trafiły na pierwsze strony gazet na całym świecie.

Tak naprawdę cały świat był przerażony - ponad dziesięć lat temu - gdy dowiedział się, że w wyniku podania uspokajającego leku psychotropowego (talidomidu), podawanego kobietom w pierwszych miesiącach ciąży, urodziły się tysiące dzieci dotkniętych brakiem rozwoju kończyn (fokomelia) lub inne bardzo poważne deformacje. Lek ten został wprowadzony na rynek niemiecki pod nazwą Contergan przez firmę farmaceutyczną (tzw Chemie Grunenthal Stolberg w zachodnich Niemczech), który zapewniał i promował jego całkowitą nieszkodliwość, nawet gdy znane były już jego toksyczne skutki.

Aby zwiększyć swoje zyski, ta sama firma nadzorowała rozprzestrzenianie się talidomidu w różnych innych krajach, szerząc w ten sposób nieszczęście dzieci i desperację rodzin w każdym z nich: 6.000 w Niemczech Zachodnich, 400 w Wielkiej Brytanii, 100 w Szwecji i innych gdzie indziej ogółem, według ostrożnych szacunków, od 8.000 10.000 do XNUMX XNUMX przypadków.

Jednakże do takiej straszliwej katastrofy doszłoby i ukryłaby się we łzach tysięcy matek, z których każda była przekonana o swoim wyjątkowym nieszczęściu, gdyby niektórzy lekarze i prawnicy nie wyszli na światło dzienne, wskazując przyczyny i potępiając swoje obowiązki. To dla nich i dla najlepszej części prasy zagranicznej tragedia talidomidu dobiegła końca i być może nauczyła nas unikać podobnych. Ale w tamtym czasie establishment medyczny, przyzwyczajony do zadowalania przemysłu farmaceutycznego i jego władza, stanął po stronie przeciwko niemu. Chemie Grünenthal nie pozostawiła kamienia obojętnie, aby ukryć prawdę, zyskać ciszę tych, którzy ją znali, zastraszyć uczciwość tych, którzy ją głosili. Jego kancelaria prawna zatrudniła nawet detektywa, aby zbadał życie prywatne i przekonania polityczne lekarzy, którzy krytykowali toksyczne działanie talidomidu („ojciec doktora B.” – czytamy w jednym z raportów tego detektywa – „jest byłym komunistyczny..."). Warto to wszystko przypomnieć i od razu stwierdzić, że autorzy tej książki są także odważnymi bohaterami tej historii.

Henning Sjöström – dziś znany prawnik, ale syn rolników, sam rolnik, a potem górnik podczas studiów – oraz Robert Nilsson – bardzo młody i błyskotliwy biochemik z Uniwersytetu w Sztokholmie, który dla przyczyną phocomelici u dzieci – to dwaj mężczyźni, którzy prowadzili w Szwecji zaciętą walkę o uzyskanie odszkodowania dla ofiar talidomidu. I zwyciężyli pomimo sceptycyzmu kolegów i wrogości organów zawodowych.

Podobnie jak Sjöström i Nilsson w Szwecji, inni bezinteresowni i odważni lekarze i prawnicy walczyli w Niemczech, Wielkiej Brytanii i gdzie indziej o dzieci z talidomidem, ich matki i rodziny.

Ale we Włoszech? Po raz pierwszy zadałem sobie to pytanie, gdy pod koniec zeszłej wiosny powiedziano mi, że wkrótce otrzymam rękopis tej książki, jeszcze niepublikowanej, abym mógł ocenić możliwość jej opublikowania w nowym „ Medicine and Power” wydawnictwa Feltrinelli. Postawiłem to sobie i zaproponowałem innym: to znaczy przeprowadziłem małą ankietę na temat „talidomidu”, wspominając o nim – gdy nadarzyła się okazja – kolegom medycznym , znajomi „farmaceutyczni” i różni przyjaciele, w tym niektórzy dziennikarze.

Oto zebrane i szeroko rozpowszechnione opinie:

  1. Tragedia talidomidu należy na szczęście do przeszłości: dzieli nas od niej ponad dziesięć lat;
  2. dotknęło to wiele krajów, ale nasz został oszczędzony: nie są znane żadne przypadki we Włoszech;
  3. Talidomid, urodzony w Niemczech, prawdopodobnie nie powstał we Włoszech, czyli nie był produkowany i sprzedawany przez nasz przemysł farmaceutyczny.

Cóż, nic z tego nie jest prawdą, co zamierzam wykazać na podstawie danych przekazanych przez Sjöströma i Nilssona oraz innych danych włoskich odkrytych w międzyczasie.

Na stronach 30-32 tej książki czytelnik znajdzie listę specjalności leczniczych na bazie talidomidu, które były sprzedawane około 1960 roku na rynku europejskim i kanadyjskim. Według narodowości można to podsumować w następujący sposób:

 

Wydaje się zatem – przeglądając tę ​​listę sporządzoną przez Amerykańskie Stowarzyszenie Farmaceutyczne – że nasz kraj wyprodukował 10 z 34 (około 30%) specjałów leczniczych talidomidu sprzedawanych w Europie i jest to dzieło 7 z 16 (około 44%) z branż firm farmaceutycznych różnych narodowości zajmujących się tą produkcją.

Żadna z osób, którym przekazałem te dane, nie wyraziła jedynie zdziwienia, pewnego niedowierzania, inni nie wysunęli hipotezy, że w przypadku Włoch lista zawiera faktycznie zarejestrowane nazwy produktów, które w rzeczywistości nie zostały wyprodukowane, a zatem nigdy nie były sprzedawane ani wynajmowane.

Konieczna była jednak weryfikacja tej uspokajającej hipotezy, mająca na celu ustalenie, czy 10 specjałów talidomidu rzeczywiście znajdowało się na rynku, czyli było sprzedawanych we włoskich aptekach, a jeśli tak, to jak długo? pomiędzy jakimi datami?

Odpowiedź na te pytania można znaleźć na łamach „L'informatore Pharmaceuticale, Annuario Italiano dei Medicamenti e dei Laboratori”, które osiągnęło swoje XXXII wydanie w 1972 r.: obszernej publikacji, która wymienia i opisuje wszystkie specjalności lecznicze dopuszczone do sprzedaży i w obrocie we Włoszech, z roku na rok, wskazując jego skład, cenę, firmę produkującą itp. Zestawiam to w tabeli na s. XI Wyniki konsultacji sześciu tomów odpowiadających latom od 1958 do 1963.

Należy pamiętać, że z tabeli można odczytać jedynie czas sprzedaży i spożycia każdej z wymienionych specjalności, a nie wielkość spożycia ani oczywiście związaną z nią wielkość produkcji. Biorąc pod uwagę spore i jeszcze większe zainteresowanie tymi najnowszymi danymi, przeprowadziłem badania w różnych miejscach, ale nie natrafiłem na żaden ich ślad. Wydaje się, że nie ma organów sprawozdawczych – państwowych czy publicznych – które byłyby w stanie dostarczyć takich informacji za te lata i te produkty. Istnieją oczywiście prywatne archiwa producentów, ale ich konsultacje są raczej poufne. 

 

Jednakże nie należy uważać za zbyt ryzykowne przypuszczenie, że SMIT (obecnie UCB-SMIT) z Turynu była całkiem zadowolona ze swoich zysków, kiedy – po otwarciu włoskiej drogi do talidomidu za pomocą Imidene w 1959 r. – zwróciła się o zezwolenie na produkcję i je uzyskała i sprzedawał wariant zaostrzany przez barbiturany, Hypnotic Imidene, utrzymując oba produkty na rynku do 1962 roku. Ale te same rozważania odnoszą się do LIVSA VAILLANT z Mediolanu, która prezentując swój Quietoplex w 1960 roku, natychmiast chciała połączyć go z Gastrimidem. A także dla BIOCORFA, również z Mediolanu, która po pomyślnym następstwie Quetimidu i pozostałych siedmiu konkurencyjnych produktów, uważała, że ​​nadal warto wypuścić na rynek dziewiąty, Ulcerfen, w 1961 r., kiedy już zaczynali ścigać się o świat nowe informacje na temat toksycznego działania talidomidu.

Co w takim razie myśleć? Na tym etapie moich małych badań – i mojego wielkiego zaskoczenia – miałem przed sobą dziewięć specjałów z talidomidu, które w widoczny sposób sprzedawano we Włoszech w latach 1959–1962, i co najmniej tyle samo zapewnień, że we Włoszech nie było żadnych przypadków fokomelii talidomidu.

Ponieważ pierwszy człon sprzeczności został już uznany za fakt, pozostało tylko wątpić w drugi. Zwłaszcza po tym, jak krótkie zdanie na stronie 127 tej książki powiedziało mi to, czego nie nauczyłem się od innych:

Pomimo wystąpienia przypadków fokomelii w Turynie w czerwcu 1962 r., niektóre z tych produktów zostały wycofane we Włoszech dopiero we wrześniu 1962 r.

Ani jednej wskazówki więcej, ale trzech przyjaciół – opiekunka dziecięca, patolog anatomiczny i dziennikarz – pomogli mi od razu podążać tym tropem do jego źródła. 15 czerwca 1962 roku profesorowie Maria Gomirato-Sandrucci, dyrektor Instytutu Opieki nad Dziećmi, i Ruggero Ceppellini, dyrektor Instytutu Genetyki Medycznej Uniwersytetu w Turynie, odczytali komunikat na Akademii Medycznej w tym samym mieście, podczas którego oświadczyli:

W naszej serii z ostatnich lat nie brakowało przypadków amelii i fokomelii, które zwracały naszą uwagę w tempie jednego przypadku co dwa lata. Biorąc pod uwagę tę rzadkość, uderzył nas fakt, że w ciągu nieco ponad miesiąca (od 7 kwietnia do 16 maja br.) do Centrum Niedojrzałych naszej Kliniki przyjęto aż pięć noworodków amelicznych i fokomelicznych z Turynu i spoza Turynu . .

Sześć miesięcy później ci sami autorzy opublikowali obszerniejszy i bardziej szczegółowy raport na temat tych samych przypadków, których liczba w międzyczasie wzrosła do 7. Na zakończenie udokumentowanej i dokładnej analizy wszystkich możliwych przyczyn, które mogłyby wyjaśnić tak wyjątkową częstotliwość takich przypadków, rzadką wrodzoną wadę rozwojową, Gomirato-Sandrucci i Ceppellini dyktują następujące wersety, które zasługują na przepisanie i przemyślenie:

Okazało się, że 4 matki zdecydowanie wprowadziły lek na bazie imidu kwasu n-ftaliloglutaminowego. Bezpieczeństwo tego podania wynika zarówno ze spontanicznego przyznania się przez kobietę do nazwy leku, jak i rozpoznania wśród wielu innych butelki, czy wreszcie potwierdzenia lekarza, który przepisał lek. We wszystkich przypadkach było to to samo handlowe opakowanie tabletek, każde zawierające 50 mg imidu kwasu n-ftalilo-glutaminowego. W piątym przypadku nie mogliśmy mieć całkowitej pewności co do sposobu podania leku, gdyż kobieta z pewnością przyjęła jakieś tabletki uspokajające pomiędzy pierwszym a drugim miesiącem ciąży, których nazwy nie pamięta, a lekarz prowadzący jest raczej niepewny w sprawie ewentualnej recepty na lek na bazie imidu kwasu n-ftaliloglutaminowego. W pozostałych dwóch przypadkach (1 i 2) zarówno matki, jak i lekarze prowadzący zdecydowanie sprzeciwiali się wprowadzeniu przedmiotowego leku.

W tych wierszach nigdy nie pojawia się nazwa „talidomid”, ale jej pełna wersja chemiczna, „imid kwasu n-ftalilo-glutaminowego”, nieznanych opinii publicznej, lekarzowi pierwszego kontaktu, a także specjalistom zajmującym się przede wszystkim praktyką zawodową. W przypadku wszystkich z nich jedynymi znaczącymi i zapadającymi w pamięć nazwami są nazwy specjalności (Imidene, Sedimide, Profarmil itp.), które nawiązują do nazw poszczególnych branż produkcyjnych (SMIT, MUGOLIO, PROFARMI itp.), ale nie ma śladu z nich w raporcie dwóch uczonych z Turynu. Z raportu tego (opublikowanego 3 listopada 1962 r.) dowiadujemy się także, że z czwórki dzieci, których matka z pewnością przyjmowała talidomid w pierwszych miesiącach ciąży, w chwili pisania tekstu żyło dwoje dzieci: jedno Antonella B. , urodzony dnia 3, otwarty w 1962 roku przez robotnika i gospodynię domową, i doskonale ukształtowany, z wyjątkiem całkowitego braku broni, mówi się:

Przebieg: dziewczynka zawsze cieszyła się dobrym zdrowiem i wykazywała regularny, zadowalający wzrost. Obecnie w dobrym stanie zdrowia przebywa w szpitalu w placówce opieki zdrowotnej.

O drugim Renato A., urodzonym 7 sierpnia 1962 r. w rodzinie robotnika i gospodyni domowej, z poważnymi deformacjami wszystkich czterech kończyn, ale prawidłowymi w zakresie narządów życiowych, mówi się:

Przebieg: u dziecka nie występowały żadne objawy, które można by przypisać innym wadom rozwojowym niż zgłaszane w obrębie kończyn. Wzrost był raczej powolny, ale regularny. Dziecko nadal przebywa w naszym instytucie i nadal ma znaczny deficyt masy ciała w stosunku do normy.

Co stanie się dzisiaj z Renato i Antonellą? Nie wiem, ale pytam. Tak jak nie wiedziałem i zadawałem sobie pytanie – w tym momencie badań, które zaskakują mnie od zaskoczenia do zaskoczenia, ale także od udręki do udręki – czy ograniczona epidemia wad rozwojowych talidomidu w Turynie była, jak wynika z lektury cytowanych tekstów, , naprawdę jedyny, który miał miejsce we Włoszech; albo jeśli inne dzieci urodziły się strasznie okaleczone i zdeformowane w wyniku złego narkotyku, także gdzie indziej: gdzie więc i ile?

Próbując znaleźć odpowiedź na te pytania, dwa miesiące temu napisałem do ponad stu kolegów, kierowników katedry na różnych włoskich wydziałach medycznych, takich jak: położnictwo i ginekologia, pediatria, opieka nad dziećmi, farmakologia i inni posiadający wiedzę naukową i praktyczne znaczenie dla problemu fokomelii talidomidu. Poprosiłam po prostu, aby każdy z nich zgłosił się do mnie, jeśli posiada wiedzę na ich temat, dane i przypadki dzieci dotkniętych tą chorobą.

Trzydziestu pięciu kolegów, którym w tym miejscu pragnę ponownie podziękować, odpowiedziało z różnych części Włoch: większość powiedziała mi, że nigdy nie słyszała o żadnym przypadku fokomelii talidomidu we Włoszech, niektórzy zaś, aby poinformować mnie o obserwacjach tych dwóch Uczeni z Turynu już wspomnieli, inni nadal udzielali mi wskazówek, o których nie wiedziałem.

Wśród tych ostatnich pojawia się, ponieważ gromadzi inne, recenzja opracowana we współpracy(6) przez profesora Cesare Torricellego, dyrektora Wojewódzkiego Instytutu Ochrony Dzieci i Pomocy w Mediolanie, która zaczyna się w ten sposób:

W kwietniu 1963 roku minęło dziewięć miesięcy od wycofania z rynku preparatów na bazie talidomidu. Dlatego też w tym przeglądzie naszym celem jest przedstawienie na temat wad wrodzonych przypisywanych talidomidowi poglądów zaczerpniętych z doświadczeń większości Autorów oraz z naszych bezpośrednich obserwacji.

W rzeczywistości Torricelli, zanim opisze przypadki, które bezpośrednio badał, informuje nas o innych o „pewnej etiologii talidomidu”, to znaczy z pewnością spowodowanej przez jedną z tych specjalności – niestety nigdy nie wspomnianych w odniesieniu do poszczególnych przypadków – które wymieniłem w stół: jeden w Syrakuzach i jeden w Palermo, jeden w Portici (Neapol), jeden w Modenie, jeden w Rzymie, jeden w Busseto (Parma), jeden w Massalombarda (Rawenna), jeden w Sassuolo (Modena), dwa inne w Turyn, jeden w Alessandrii, jeden w Mestre i jeden w Pawii.

Po wzmiance o tych przypadkach następuje opis dziewiętnastu innych, którzy przybyli do Instytutu Mediolańskiego z miasta i okolic; dla jedenastu z nich... Wykazano bezpieczeństwo stosowania preparatów talidomidu przyjmowanych zawsze w pierwszych trzech miesiącach ciąży.

W pozostałych przypadkach użycie to nie jest udokumentowane z wystarczającą pewnością, ale też nie jest wykluczone: „jest godne uwagi” – podkreślają autorzy,

że nawet we wszystkich tych ostatnich przypadkach zaburzenia współczucia w pierwszych miesiącach ciąży były szczególnie intensywne i że matki stosowały liczne preparaty, zwłaszcza „środki uspokajające”.

Torricelli kończy swoją recenzję stwierdzeniem, że we Włoszech

liczba porodów z wadami rozwojowymi o podejrzeniu etiologii talidomidu była niewielka: 50 przypadków, w tym 27 o potwierdzonej etiologii, w tym 11 w Mediolanie.

Wszystko jednak skłania nas do przekonania, że ​​szacunki te mogą być błędne tylko w sposób domyślny. W rzeczywistości sam Torricelli zauważa:

[to] są dane, które zebraliśmy bezpośrednio, ponieważ nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi od Ministerstwa Zdrowia, z którym się konsultowaliśmy.

Nie wydaje się też, by po dziesięciu latach samo Ministerstwo kiedykolwiek opublikowało raport na temat tego katastrofalnego wydarzenia. Należy również powiedzieć, że przegląd Torricellego, mimo że jest najobszerniejszy, jaki ukazał się we Włoszech, nie zawiera żadnych doniesień – być może dlatego, że pojawiły się później lub w określonych miejscach – o innych potwierdzonych przypadkach. Na koniec warto zauważyć wyjątkową koncentrację przypadków zaledwie w dwóch miastach, Mediolanie i Turynie, której towarzyszy brak przypadków w innych ośrodkach o porównywalnej wielkości demograficznej oraz peryferyjne i sporadyczne rozprzestrzenianie się poszczególnych innych. Co zatem myśleć o wybuchach epidemii w stolicach Piemontu i Lombardii? Prawdziwe czy pozorne? Jak je interpretować w jednym przypadku, a jak w drugim? Od odpowiedzi na te pytania może zależeć przewartościowanie statystycznego wymiaru zjawiska.

Jeśli w obu miastach subalpejskich rzeczywiście występowała większa częstość występowania fokomelii talidomidu, możemy jedynie przypuszczać, że lek ten był przepisywany ogólnie, a w szczególności kobietom w ciąży. Ale to wyjaśnienie wymagałoby innego – na przykład dotyczącego zachowania lekarzy i farmaceutów – którego nie widzę, chyba że przypiszę jakieś znaczenie Turynowi, gdzie mieści się siedziba SMIT, przemysłu farmaceutycznego, który otworzył włoską granicę dla talidomidu, a Mediolan jest domem cztery inne firmy farmaceutyczne, które natychmiast rozpoczęły pogoń za SMIT i jego zyskami z talidomidu.

Rzeczywiście, te okoliczności mogą sugerować większą i bardziej przekonującą propagandową obecność producentów wśród klinicystów i lekarzy w odpowiednich miastach i prowincjach: ci, którzy wiedzą o tych rzeczach i znają pewne lokalne mody terapeutyczne, inaczej niewytłumaczalne, nie mogą łatwo odrzucić tej hipotezy. Ale wie też, że przenikanie reklam (co odpowiada co najmniej 30% ceny leku), do jakiego jest zdolny przemysł farmaceutyczny, wkrótce przekroczy granice lokalne czy regionalne i przekonująco dotrze nawet do najbardziej odległych lekarzy. Zatem lek, który, jak się wydaje, pojawia się i szkodzi Syrakuzom, ale nie Bari, Sassuolo, ale nie Bolonii, Mestre, ale nie Padwie – skupiając się na przypadkach w Turynie i Mediolanie – pozostawia pewne nierozwiązane wątpliwości.

Co prowadzi nas do refleksji nad inną możliwością przewidzianą powyżej: być może wyjątkowy charakter ognisk w Turynie i Mediolanie jest jedynie pozorny w tym sensie, że w obu miastach istniałyby szczególne warunki nie w celu wywołania dwóch małych epidemii, ale za niezbędną uwagę w celu ich łagodzenia. Gdzie indziej mniej lub bardziej przygotowana uwaga nie uchwyciłaby zjawiska tej samej wielkości lub nie zinterpretowałaby poprawnie jego przyczyn. Zaskakująca obserwacja, że ​​duża liczba wykwalifikowanych kolegów uważa i nawet dzisiaj nie pamięta przypadków ani wiedzy o pracach naukowych, z których wynika, że ​​fokomelia talidomidu występowała i powtarza się we Włoszech, również dobrze pasuje do tego przypuszczenia. Z drugiej strony, to ci sami uczeni z Turynu i Mediolanu informują nas, w jaki sposób szczególne okoliczności, prawdopodobnie nieznane innym, przyciągnęły i pobudziły ich medyczne i naukowe zainteresowanie problemem: ci, którzy już od dawna zajmowali się powiązanymi badaniami trochę czasu, a ci (10 ) gorąco zapragnęli przygotować bardzo wymagający raport Kongresu na ten sam temat!

Dlatego wysuwam rozsądną hipotezę, że w stolicach Piemontu i Lombardii odnotowano przypadki wad rozwojowych talidomidu, ale nie występowały one częściej niż gdzie indziej; to znaczy, jestem skłonny wierzyć, że gdzie indziej miało miejsce tyle samo przypadków w stosunku do liczby urodzeń, ale mniej zostało rozpoznanych.

Należy zwrócić uwagę, że przedmiotem rozpoznania nie jest – lepiej: nie byłoby zatem – fokomelii czy innej wady wrodzonej jako takiej, gdyż te bardzo poważne, o których tu mowa, są widoczne nawet dla położnej: jest to – lepiej: powinno być - związek pomiędzy wadą rozwojową a stosowaniem talidomidu w pierwszych miesiącach ciąży. Raport, który, aby zostać zidentyfikowanym, gdyby istniał, wymagałby pewnych rzeczy. U lekarzy, którzy mieli taką możliwość: odpowiednią informację o problemie, umiejętność jego zbadania, wolę jego rozwiązania. U matek, które przeżyły nieszczęście: wspomnienie narkotyków zażywanych w czasie ciąży, demonstracja de visu wszystkich oskarżonych, szczere wyjaśnienie sensu śledztwa. Nie sądzę, że te warunki zawsze lub nawet często występowały tam, gdzie urodziło się dziecko fokomelik z talidomidu: jednak niespełnienie choćby jednego wystarczyło, aby na zawsze skreślić to dziecko z listy ofiar.

W rzeczywistości, gdyby ogólnie oszacować częstość występowania wad rozwojowych talidomidu w populacji włoskiej na poziomie zaledwie jednego przypadku na 10.000 1960 urodzeń w okresie trzech lat 1962–95, powstałoby 50 nowych przypadków, ale niekoniecznie rozpoznanych, na każdy z tych samych lat, zamiast ogółem 1961 zgłoszonych przez Torricellego. Oczywiście weryfikacja nie jest dziś możliwa, a jedynie obserwacja: wrodzone deformacje narządu ruchu, a w szczególności wrodzona aplazja kończyn, wykazują nagły, wyraźny wzrost liczebności w skali kraju (odpowiednio setki i dziesiątki przypadków rocznie) właśnie począwszy od XNUMX r., podobnie jak w innych krajach dotkniętych tragedią talidomidu.

Nie jest więc prawdą – wracając do wyników pierwotnego badania ankietowego: odpowiadającego, jak to później sprawdziłem, w sposób istotny uniewinniającego błędnego przekonania, bardzo rozpowszechnionego w opinii publicznej, a nawet w zdecydowanej większości opinii lekarskiej – nie jest zatem prawdą jest, że włoski przemysł farmaceutyczny nie produkował ani nie wprowadzał do obrotu szkodliwego talidomidu w różnych postaciach i pod różnymi nazwami.

Przede wszystkim nie jest prawdą, że naszego kraju nie dotknęła plaga fokomelii i innych wad rozwojowych powstałych na skutek zażywania tego leku.

I wreszcie nie jest prawdą, a nawet jest prawdopodobnie dalekie od rzeczywistości, że we Włoszech ogółem jest nieco ponad 20 przypadków, czyli na szczęście liczba znacznie niższa niż około 10.000 XNUMX przypadków, które odzwierciedlałyby całkowitą liczbę przypadków obserwowanych na całym świecie.

Pewne jest, że zjawisko to nie miało u nas takich rozmiarów jak w Niemczech Zachodnich i prawdopodobnie utrzymywało się poniżej tych w Wielkiej Brytanii; nic jednak nie wyklucza możliwości porównania jego wartości bezwzględnych ze szwedzkimi, gdzie Szwedzkie Towarzystwo Lekarskie oszacowało, że talidomid skrzywdził około 150 dzieci, z czego 6 na 10 zmarło, a pozostałe przeżyły.

To właśnie w tym momencie, w którym decyduje się dalsze życie czwórki dzieci, obraz Włoch staje się niepokojąco mroczny. Aby to sobie uświadomić, nie trzeba już myśleć w kategoriach statystycznych, zwłaszcza jeśli w tych pozornie pocieszających terminach można zagubić ludzką tożsamość w poszczególnych przypadkach. Zamiast tego trzymajmy się ściśle publikowanych danych i uznajmy, że inne nie istnieją i nie istniały.

Jednak pytanie już postawione pozostaje aktualne i powraca na nowo: co stało się z Antonellą B. i Renato A., ocalałymi dziećmi Turynu? Co stało się z Giuseppiną R., Giorgio P., Giuseppiną F., Marią V., Patrizią D. i Giuseppiną G., ocalałymi dziećmi Mediolanu?

Niektórzy bez rąk, inni bez nóg, jeden bez wszystkich czterech kończyn: teraz zniknęli? A następnie musimy zapytać i mieć prawo wiedzieć, dlaczego wszystkie włoskie dzieci z talidomidem zmarły, podczas gdy 40% angielskich, szwedzkich i niemieckich dzieci nadal żyje i rośnie. Albo żyją i wtedy trzeba zapytać i mieć prawo wiedzieć, jak i gdzie toczy się ich byt, kto i w jaki sposób się nimi opiekuje, kto i w jakim stopniu zaspokaja ich ogromne potrzeby, kto im towarzyszy i pomaga w tej jeszcze straszniejszej fazie życia: wkraczaniu w okres dojrzewania? Bo dla nich tragedia talidomidu nie należy do przeszłości, lecz żyje i rośnie wraz z nimi, stając się – z każdym nowym dniem, w każdym innym wieku – bardziej okrutnym i ostatecznym. Za tak wielką obrazę, za tak wielki ból nie ma możliwości naprawy ani odpowiedniego zadośćuczynienia. Żadna ludzka nędza nie pozwala na sprzedajną restytucję. Nakłada jednak na tych, którzy ponoszą obiektywną odpowiedzialność, przynajmniej obowiązek łagodzenia konsekwencji wszelkimi środkami i środkami.

W Szwecji – przede wszystkim dzięki Sjöströmowi i Nilssonowi, ale także dzięki energicznym naciskom prasy i opinii publicznej – firma Astra, branża produkująca specjały lecznicze zawierające talidomid, została nakłoniona do płacenia za każde dziecko dotknięte działaniem leku , roczny dochód odpowiadający, bez inflacji, kapitałowi w wysokości 150 mln lirów.
W Wielkiej Brytanii spółka Distillers Co. Ltd., po podpisaniu podobnego zobowiązania, aczkolwiek za mniejszą rekompensatą i wypróbowaniu wszelkich szczegółów technicznych, aby uniknąć jego dotrzymania, w ciągu ostatnich dwóch miesięcy została dotknięta kampanią prasową (po której nastąpiła inicjatywa parlamentarna i bojkot jej produktów przez angielskich studentów) powstała po opublikowaniu tej książki przez wydawnictwo Penguin Books. W związku z tym menadżerowie Distillers Co. Ltd. zmuszeni byli do podjęcia większych zobowiązań w celu zapewnienia środków finansowych dzieciom dotkniętym talidomidem: ich ostatnia propozycja, o której mnie poinformowano (14 grudnia 1972 r.), opiewa na kwotę 17 miliardów lirów, co stanowi równowartość zainwestowanego kapitału 50 milionów na każde dziecko. Ale grupa posłów, złożona z większości i mniejszości razem, pracuje nad uzyskaniem dwukrotności tej kwoty, aby zagwarantować małym pacjentom z fokomelią to, co niezbędne (protezy, które należy wymieniać co roku, środki lokomocji, pomoc itp.) .) aby chociaż częściowo złagodzić ból ich istnienia.
W Niemczech Zachodnich Chemie Grünenthal musiała stanąć na rozprawie – najdłuższej, jak czytelnik dowie się w tej książce, po procesie norymberskim hitlerowskich zbrodniarzy – którego wszelkimi sposobami starała się uniknąć zakończenia i ostatecznie wyroku dochodząc do zobowiązania – zaciągniętego, jeszcze nie dotrzymanego, ale z pewnością nie dającego się już odrzucić – zapłacenia 21 miliardów lirów niemieckim dzieciom z fokomelią. Wszystko to, powiedzmy sobie jasno, nie wystarczy, aby przywrócić to, co zostało odebrane życiu jednego dziecka, ani aby udzielić rozgrzeszenia z odpowiedzialności całego systemu.

Ale we Włoszech nawet tego nie zrobiono, nic takiego się nie wydarzyło. W tym przypadku nie wiadomo nawet, czy dzieci „talidomidowe” kiedykolwiek istniały i czy nadal przeżywają. Tutaj pisane są rzadkie publikacje mówiące o tym dla konferencji i czasopism naukowych. Tutaj nigdy nie mówimy, nawet jeśli wiemy dokładnie, która matka wzięła który produkt. W każdym razie tutaj nazwy gałęzi przemysłu są zawsze przemilczane. W tym przypadku żaden organ odpowiedzialny za opiekę zdrowotną nie promuje dochodzenia ad hoc i nie publikuje jego wyników. Przede wszystkim wydaje się, że w tym przypadku nikt nie poprosił sześciu sióstr farmaceutycznych o wzięcie odpowiedzialności finansowej za ośmioro dzieci: po 1,3 dziecka na każde.

Być może jednak włoskie dziecko z fokomelią jest mniej warte lub cierpi mniej niż jego szwedzki, angielski i niemiecki towarzysz. Albo nie jest nic wart i już nie cierpi. A może sprawa jego i pozostałych siedmiu, gdyby stała się publiczna, wyciągnęłaby na światło dzienne historie innych osób. Ilu innych? Być może wówczas zainteresowane branże i świat farmaceutyczny za bardzo ucierpiałyby i żałowałyby. A to z kolei we Włoszech spowodowałoby tak wiele innych smutków, że ośmioro dzieci, nawet jeśli cierpiało na fokomelię, nie mogło ich sobie nawet wyobrazić.

Czy sugeruję, że splot powiązań pomiędzy przemysłem farmaceutycznym, administracją służby zdrowia i profesją medyczną jest w naszym kraju tak gęsty, że zawodzi każda próba spojrzenia na to w sposób przejrzysty? Być może tak, ale poza tą nieprzejrzystą grubością widzę i uderzają mnie te daty: talidomid został wycofany ze sprzedaży w Niemczech Zachodnich, Szwecji i Wielkiej Brytanii w okresie od ostatnich dziesięciu dni listopada do pierwszego grudnia 1961 roku. poinformowany o tym nasz Minister Zdrowia nie zawiesił, nawet profilaktycznie, sprzedaży włoskich specjałów leczniczych zawierających zły lek aż do lata 1962 roku. Co dla niego i dla innych zainteresowanych oznaczało to niewiarygodne opóźnienie, nie wiem. Wiem, że dla Giuseppiny G., urodzonej w Mediolanie 14 września 1962 r., dla matki leczonej talidomidem przez pierwsze dwa miesiące ciąży, czyli od połowy stycznia do połowy marca 1962 r., bycie Włoszką oznaczało przede wszystkim to : urodzenie się z atypową fokomelią kończyn dolnych i górnych.

Ale już rok wcześniej Minister Zdrowia pozwolił sobie – apelując o rozwagę! - kolejne opóźnienie, mające zadowolić pewną branżę farmaceutyczną, które kosztowało życie wielu dzieci i paraliż wielu innych. Ta bardzo poważna skarga, zgłoszona publicznie przez Kolektyw Istituto Superiore di Sanità, nigdy nie została odrzucona. To wstrząsająca historia, niezwykle doniosła, którą trzeba poznać.

Poniższe dane czerpię z najnowszego raportu Światowej Organizacji Zdrowia.

 

Z prostego spojrzenia na liczby jasno wynika, że ​​we Włoszech polio nadal pochłaniało tysiące ofiar, nawet w ciągu pięciu lat, w których została już pokonana, a nawet wykorzeniona w innych krajach. Aby zrozumieć, jak to się mogło stać, musimy pamiętać, że w latach pięćdziesiątych XX wieku zaproponowano i przetestowano pierwsze szczepionki przeciwko tej strasznej chorobie: pierwszą zasługę należy się J. Salkowi, który opracował szczepionkę składającą się z zabitych wirusów, którą można podawać przez wstrzyknięcie; drugie – A. Sabinowi, który przygotował szczepionkę składającą się z atenuowanych wirusów, którą można było podawać doustnie. Szeroko zakrojone badania wyraźnie wykazały, że druga szczepionka jest znacznie skuteczniejsza od pierwszej w ochronie otrzymujących ją osób, w szczególności dzieci, przed polio, która – pamiętajmy – w około 10% przypadków jest śmiertelna, a w pozostałych paraliżująca.

O wyższości szczepionki doustnej i jej pozytywnym zastosowaniu w bardzo dużych populacjach wiadomo było już latem 1960 r.: było to szeroko omawiane podczas Międzynarodowej Konferencji na temat Polio (18), która odbyła się w Kopenhadze w lipcu tego roku. Dwa miesiące później, 30 września, sam profesor Sabin odczytał w Rzymie – właśnie w klasie owego Istituto Superiore di Sanità, będącego zapleczem techniczno-naukowym Ministerstwa o tej samej nazwie – raport zatytułowany „Wyniki uzyskane w różnych częściach świata w masowych szczepieniach żywą szczepionką przeciw polio”. Raport ten w pełni potwierdził pozytywne dane, o których dowiedział się już międzynarodowy świat medyczny, stwierdził, że masowe szczepienia doustne przeprowadzono już w 1959 r. w Czechosłowacji oraz w 1960 r. w NRD, Polsce i na Węgrzech; dodał, że w 1960 r. w ZSRR szczepionką doustną zaszczepionych było już ponad 70 mln osób, a w 198 r. będzie ich 1961 mln; zapowiadała masowe szczepienia w USA na rok następny, gdzie faktycznie przeprowadzono je w marcu 1961 r., a także w 1962 r. w Belgii i Wielkiej Brytanii.

Nasz Minister Zdrowia wiedział o tym, a z drugiej strony wiedział, że chociaż szczepionkę Salka zaczęto podawać ludności włoskiej w 1958 r., w samym tylko 1959 r. w naszym kraju odnotowano 4.110 nowych przypadków polio, z czego 630 zgony; Liczba 3.555 przypadków, w tym 451 zgonów, to analogiczna liczba dla roku 1960. Był zatem w stanie podjąć decyzje, które podjęli już inni władcy; wzywał go do tego pilność i rozmiar epidemiologiczny problemu we Włoszech; pocieszała go autorytatywna opinia lekarzy, techników i naukowców.

Ale co się zamiast tego wydarzyło? Konferencja Sabina, której maszynopis do dziś znajduje się w Rzymie, wbrew wszelkim zwyczajom i pomimo jej wagi, nigdy nie została opublikowana. Publikowane jest jednak przemówienie, które Minister Zdrowia skierował do zgromadzonych kilka dni później w stolicy włoskich pediatrów:

...przemawiając dzisiaj przed tak wybranym zgromadzeniem specjalistów z dziedziny nauk medycznych, która dotyczy wczesnego dzieciństwa, tego okresu najbardziej narażonego na chorobę polio, uważam, że słusznie o tym pamiętam, jako jedyna i bezpośrednia osoba odpowiedzialna za ochronę zdrowia publicznego, że szczepienie przeciwko polio z użyciem żywej szczepionki nie będzie obecnie dopuszczone we Włoszech. Ministerstwo Zdrowia nie może produkować eksperymentalnych świnek morskich dla włoskich dzieci, tak jak byłoby to w rzeczywistości, biorąc pod uwagę fazę eksperymentalną żywej szczepionki. W związku z tym żywa szczepionka nie będzie na razie zarejestrowana w naszym kraju, a jej produkcja nie będzie dopuszczona do celów eksportowych.

O roztropności ministra, czy raczej dwóch ministrów, najlepiej świadczy fakt, że z rozpoczęciem nowego szczepienia czekali oni do 1964 r.: owo „teraz” i owa „chwila” trwały zatem trzy lata, podczas których we Włoszech miało miejsce 9.509 przypadków polio: 1.078 osób zmarło, a 8.431 pozostało sparaliżowanych.

Czytelnik ma teraz statystyczne pojęcie o danych zawartych w ostatnim raporcie Światowej Organizacji Zdrowia, które przytoczyłem na s. XXIII. Jednak dla ich politycznego zrozumienia znajomość innych faktów może nie być bezużyteczna.

Jesienią 1960 roku, kiedy A. Sabin przybył do Istituto Superiore di Sanità, a Minister Zdrowia udał się na Kongres Pediatryczny, produkcja szczepionki przeciwko polio została zarezerwowana dla dwóch gałęzi przemysłu farmaceutycznego: ISI (Włoskiego Instytutu Seroterapii) w Neapolu oraz ISM (Mediolan Serotherapy Institute) w Mediolanie. Trzecim włoskim przemysłem specjalizującym się w sektorze „surowic i szczepionek” jest SCLAVO (Istituto Sieroterapico Vaccinogeno Toscano) w Sienie, które w tym czasie również przygotowywało się do produkcji szczepionki przeciwko polio, ale właśnie typu Sabin.

Zamiast tego ISI i ISM już produkowały i tylko szczepionkę typu Salka: wyposażyły ​​w nią fabryki, zapełniały nią magazyny. Produkcja włoska miała charakter duopolistyczny, a rynek był praktycznie monopsoniczny, ponieważ jeden nabywca w dużej mierze zdominował pozostałych: samo Ministerstwo Zdrowia. To właśnie to Ministerstwo, gdy otrzymało wiadomość, że SCLAVO przygotowało doustną szczepionkę typu Sabin, wysłało lekarza prowincjonalnego, aby zapieczętował butelki, aby zapobiec jej dystrybucji. Tymczasem produkcja i sprzedaż, amortyzacja zakładów, wyczerpywanie się zapasów i akumulacja zysków ISI i ISM trwały nadal. W ten sposób dochodzimy do roku 1964, kiedy inny Minister Zdrowia, również przekonany, choć na szczęście w innym sensie, że jego ministerstwo „nie może zrobić z włoskich dzieci eksperymentalnych świnek morskich”, rozpoczął dystrybucję atenuowanej szczepionki doustnej. Od tego czasu polio praktycznie zniknęło: 20 przypadków w całych Włoszech w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy 1971 roku!

Możemy zatem stwierdzić, że zdecydowanej większości z 9.509 przypadków polio, które miały miejsce we Włoszech w ciągu trzech lat 1961–1963, można było uniknąć – aby zrozumieć, co to oznacza, musimy podjąć wysiłek, aby pomyśleć o nich jeden raz po jednym, rodzina po rodzinie, dziecko po dziecku, trumna za trumną, paraliż za paraliż – gdyby pewna szczepionka została szybko zastąpiona inną. Jednak korzystanie z tego świadczenia zostało odroczone poprzez podporządkowanie go precyzyjnym kalkulacjom amortyzacji… ponieważ potrzeby zysku przemysłu, który do tej pory produkował szczepionkę Salka, odpowiadały całkowitej uległości organów państwowych i ich najwyższego odpowiedzialnego Ministra Sprawiedliwości. Opieka zdrowotna.

Te dwa wydarzenia we Włoszech – na które chcielibyśmy, aby inni rzucili więcej światła i uzyskali zadośćuczynienie – są w rzeczywistości tylko jednym: przedstawiają tych samych bohaterów, wiążą się z tymi samymi obowiązkami, wskazują na te same niebezpieczeństwa.

Przede wszystkim jednak wspólnie rozwiązują nieodwracalne i wciąż niewynagrodzone cierpienie nieznanych, a nawet wyrzuconych na margines ofiar.

Są to wydarzenia współczesne i spójne, także pod względem pozornej autonomii i sprzecznego charakteru: w jednym przypadku, talidomidu, zezwolono na bezpłatną sprzedaż – poza wszelkimi rozsądnymi granicami – złego narkotyku, czekając, aż matki i dzieci staną się królikami doświadczalnymi, a ofiarami wykazać swoją toksyczność, chociaż jest już znana; z drugiej strony, przeciwko polio, uniemożliwiono produkcję i dystrybucję korzystnej szczepionki, aby zapobiec sytuacji, w której matki i dzieci stały się królikami doświadczalnymi i ofiarami jej równie dobrze znanej… nieszkodliwości.

Ale takie sprzeczności zwykle nie wytrzymują próby prostego pytania: kto za każdym razem musiał się poświęcić, a kto zyskał przewagę? Cóż, tutaj – to znaczy w jednym i drugim przypadku – nie mam wątpliwości, że zdrowie publiczne zostało poświęcone na rzecz prywatnego kapitału, że ból i niemoc człowieka zostały opłacone chciwością i arogancją władzy: tej z branży farmaceutycznej.

Ta moc jest prawdziwym motywem przewodnim książki Sjöströma i Nilssona, którzy opowiadają nam o niej ze strony na stronę, aczkolwiek w sposób prawdziwy i pełen udręki. Trzymając się tego samego wyboru, w tym wstępie pragnęliśmy również skoncentrować się na historii i porównaniu dwóch włoskich doświadczeń: przede wszystkim po to, aby czytelnik nie uwierzył – czego często się od niego oczekuje – że „te rzeczy” pochodzą z innych miejsca i „innym razem”.

Wygodnie będzie jednak zwrócić uwagę samemu czytelnikowi, że siła przemysłu farmaceutycznego jest zbyt złożona i wyartykułowana, istotna i przypadkowa, abyśmy zadowalali się jej rozpoznawaniem i ocenianiem w jej najbardziej sensacyjnych przejawach.

Konieczne będzie zatem pójście dalej: w analizie strukturalnej tej władzy, jej relacji z władzą polityczną, jej związku z władzą medyczną. Konieczne będzie określenie jego pozycji w mieście służby zdrowia, jego napromieniowania w systemie ochrony zdrowia, jego uprzedzania działalności naukowej.

Trzeba będzie przeanalizować polityczną rolę samego leku: w jaki sposób służy on lekarzowi i jak lekarz służy jemu, pod kątem usług, które oba muszą oddać; jaki obraz siebie proponuje pacjentowi i jak sam zniekształca obraz siebie; jak dostosowuje się do wszelkich potrzeb zarządzania społecznego i jak sugeruje, aż do narzucenia najbardziej represyjnych modeli.

Ta seria ma już inne tytuły umożliwiające dogłębną eksplorację tych tematów.

Giulio A. Maccacaro
Styczeń 1973

 

 

Corvelva

Opublikuj moduł Menu w pozycji "offcanvas". Tutaj możesz również publikować inne moduły.
Ucz się więcej.